Wyspy podczas podchodzenia do lądowania na lokalnym lotnisku w Labuan Bajo wyglądały bardzo malowniczo. Szybki odbiór bagażu i pierwszy kontakt z gorącym, parnym miejscowym klimatem podrównikowym.
Następnego dnia o 7 rano, po częściowo przespanej, z powodu przesunięcia czasowego o 7 godzin - nocy, dalsza jazda lokalnym, kolorowym minibusem do bazy nurkowej. Wysiadam na głównej ulicy miasta, które zresztą składa się praktycznie z jednej głównej ulicy, wijącej się po zboczu góry aż nad morze, do portu. W porcie jest mnóstwo łodzi rybackich, nurkowych, turystycznych, kilka statków na różnym etapie rozpadu, zatłoczonych kontenerami i dziesiątkami ludzi koczującymi na pordzewiałych pokładach przykrytych brezentowymi płachtami, ochronie przed tropikalnymi deszczami. Gdzieś z tyłu głowy rodzi się myśl, że tak musiały wyglądać statki z wiadomości o katastrofach morskich, w jakichś egzotycznych miejscach.
Miejscowe łodzie nurkowe są małe i drewniane. Prawdopodobnie przerobione tradycyjne łodzie rybackie. Niektóre z nich bardzo barwnie pomalowane. Po chybotliwym, drewnianym trapie schodzę na pokład łódki, na szczęście jest tylko kilku nurków, więc nie będzie ciasno, sezon skończył się jakiś czas temu...
Czytaj dalej tutaj