Tymczasem muszę stale pamiętać, że to nie są wakacje! Budzik dzwoni o 4.15 rano – właściwie środek nocy... Obudziłem się już na dobre, bo kogut w sąsiednim ogrodzie pieje od ponad godziny. Kiedy przybyliśmy na wyspę, zapadał zmrok. Zameldowaliśmy się w hotelu, wypełniliśmy wszystkie obowiązkowe formularze. Potem szybka późna kolacja, rozpakowanie sprzętu – spojrzałem na zegarek, a tu już minęła północ. Jesteśmy mieszaną grupą nurków-dziennikarzy z całej Europy, nurkujemy podczas wyprawy wzdłuż wybrzeży Azji Południowo-Wschodniej. Ponieważ jesteśmy już w regionie od tygodnia, mieliśmy czas pozbyć się tzw. „jet lagu”. Jednak zaledwie cztery godziny snu dają się mocno we znaki...
Czytaj dalej w Magazynie Nurki nr 5, kliknij tutaj!